niedziela, 10 listopada 2013

Regionalizmy łódzkie.

A oto trzeci z konkursowych wierszy.
 Tutaj użyłam regionalizmów łódzkich.


„Opowiastka o smaczkach językowych” .                             
                
Jak co wieczór, na krańcówce,
tam, gdzie każdy tramwaj po pracy spać chodzi.
W mieście, co z włókiennictwa słynie,
czyli po prostu w kochanej Łodzi.
Takie to oto słychać rozmowy:

- Panie „Jedynka”, czyś Pan gotowy?
- Och, jak co wieczór, na Pańskie mowy,
Panie „Szósteczko”. Jestem gotowy.

Dzisiaj na trasie, dajesz Pan wiarę,
znów podsłuchałem ja rozmów parę.
Mówi do wnusia staruszka babcia.
- A ty do szkoły to jedziesz w łapciach?
A na to wnuczek zaczął rwać włosy.
I krzyknął sobie w niebogłosy
-, Ależ ze mnie gapa!
I zaraz bystro, do domu prysnął.

Słuchaj drogi mój kolego.
Mówić tego nie wypada,
ale powiem trudna rada.
Na przystanku sobie stoję
i otwieram drzwiczek troje.
A tu kanar nagle wpada
Blady strach na wszystkich pada.
Kanar woła: bileciki do kontroli,
albo kara, jak kto woli.
A kto nie ma bilecika,
to migawkę bardzo proszę.
Gapowiczów ja nie znoszę.

Tego posłuchaj Panie „Jedynka”
o czym gadała pewna rodzinka,
co przyjechała w odwiedziny
do dość dawno nie widzianej cioci.
A ciocia z Miasta Łodzi pochodzi:
- Pewnie na obiad jest zalewajka.
- Ja bym tam wolał na brzuszku jajka.
- Albo wodziankę, bardzo ją lubię,
zjadam ją pierwszy i tym się chlubię.
- A może dziada, czy też prażoki.
- Chlebka z leberką, ach to marzenie,
ślinka mi leci na to wspomnienie.
- Ja bym wolała angielkę z mlekiem.
- A ja żulika zjem z apetytem.
Co byście zjedli ja się nie pytam.
Do swej rodzinki mamcia tak rzekła.
-, Po co wam waśnie i po co spory.
To wy kochani tego nie wiecie,
że tylko czarne najlepsze w świecie?
Na to ciocia im odpowiada:
- Och, moi mili, przecież wy wiecie,
co ugotuję, to z chęcią zjecie.
I taki będzie finał tej bajki…
Że nagotuję wam zalewajki.

Ale historie to niebywałe.
Konwersowały sobie tramwaje.

Panie „Jedynka” niech Pan posłucha,
co dzisiaj wpadło do mego ucha.
Na przystanku, tuż przy Parku Śledzia,
Antek bałuciarz sobie siedział.
Ekspres w spodniach miał otwarty
lecz o tym nie wiedział.
I spokojnie dalej siedział.
Potem wstał. A drugi bałuciarz,
też Antek, co na ławce obok siedział,
tak do niego rzecze:
- Ogarnij, że się człowiecze.
No i z sugestią na spodnie zerka, mówiąc doń:
- Ekspres w spodniach masz Pan otwarty.
Zapnij go Pan, to nie żarty!
Antek zerka (i myśli), kijowo. Ekspres jest odpięty.
Zakrył spodnie tytką. Wziął kulosy za pas
i pobiegł, czym prędzej,
na skuśkę przez chęchy.
Po schódkach Antek wbiegł
i by pozbyć się swych trosk,
biedak schował się za kiosk.
Siedzi i przy ekspresie grzebie,
myśląc - Co to za badziewie.

Panie „Szóstko” te powiastki,
niebywałe, powiem szczerze.
Lecz w historie ja te wierzę.
Sam słyszałem to i owo. Niech Pan słucha.
Słowo w słowo prawdą będzie.
Siedział sobie w czwartym rzędzie
pewien „mość pan”, niech tak będzie.
Gdy już byłem na zakręcie
i wjeżdżałem już na Zdrowie
to on, zdanie takie powie:
- Halo Panie tramwajowy, do podróży Pan gotowy?
- Mam już wino, śpiewnik, no to jadziem do Łagiewnik.
Czyś Pan Panie ”Szóstko” słyszał, kiedy takie mowy?
Takie słowa? Aż mnie od nich nosi,
śnupa mu się proszę Pana (myślę sobie) o coś prosi.


To historia, proszę Pana.
Śmiać się będę, aż do rana.
Pan” Jedynka „na to powie.
Po czym prychnął, zdrowo kichnął.
-Apsik!
- Na zdrowie.
- Dziękuję.
- Na zdrowie, to 9 do końca.
I tak śmiali się do rana,
gdy nadeszła pierwsza zmiana
i ruszyli ludzi wozić
po kochanym Mieście Łodzi.
  
- Ewa V Maćkowiak-

1 komentarz:

Komentarz pojawi się po zatwierdzeniu...