środa, 4 września 2013

Słodkie fiołki...Czyli, czy od fiołków można dostać fioła?

Słodkie fiołki,
słodsze niż wszystkie róże.
Calutkie wzgórze od stóp do głów,
zmieniło się w słodki bukiecik, ach! ach!



Dobrze, że jesteś, ty ostojo moja.

– Ja też się cieszę, że cię słyszę i widzę. Co cię tak wyprowadziło z równowagi. Opowiadaj.

– Wyprowadziło mnie z równowagi, to brzmi jak pieszczota. Ja jestem u skraju wytrzymałości, a wiesz, że słynę z anielskich pokładów cierpliwości.

– A juści Aniele mój. Mów.

– Przeprosiny mnie rozwaliły, takie miłe sąsiedzkie –przepraszamy sąsiadeczko.

– I o to się wariatko pieklisz?

– A co, czujesz przez (chwalmy za niego pana) skypa siarkę?!

– No nie wytrzymam. Nic nie czuję, a jeśli już to fiołki, słodki anielski zapach.

– „Mariolka”, kwa. No bardzo śmieszne, wiesz! Możesz się brechtać, bo właśnie fiołki, to główny bohater tej mojej nerwicy.

– Coo?! Fiołki?! No mówże wreszcie, „Gabryśka”. Fiołki, czy przeprosiny, bo już zgłupiałam.

– I to i to. A ja się ciebie pytam:

– Czy od fiołków można dostać fioła?

– Gabryyyyśka!!!

– No dobra…

Ratujta mnie, albo zaraz dostanę szału. Co za ludzie. Zwariować można. Panie boziu litości. Kocham fiołki, mam fioła na ich punkcie, i chciałabym żeby tak zostało. Podejrzewam jednak, że jak tak dalej pójdzie stracę rozum i całą do nich miłość. 
Ale od początku.
Moi sąsiedzi na moje nieszczęście mieszkają nade mną. Na moje nieszczęście ci sąsiedzi, bo nie żebym chciała mieszać sama w bloku bez żywego ducha, nie. Ale ludzie Ra tuj ta. No ja jestem wcieleniem anioła. No ja kocham ludzi i OMmm od dzieciństwa „uprawiam”. Ale moje niekończące się złoża cierpliwości jak się okazuje, nie są takie znowu niekończące, bo właśnie mi się zapas wykrusza… A wnoszę po tym, że zagłębie zmienia się w dziurę. A ja zaczynam czuć siarkę. A anioły chyba raczej pachną fiołkami, czy nie?…

Otóż moi sąsiedzi też są zwolennikami, a tam zwolennikami. Oni są miłośnikami fiołków. A szczególnie tych śpiewanych. I może by mnie to cieszyło. Taki wspólny akcent, łącznik z sąsiadem(, bo jak dobrze mieć sąsiada..) no ale aż takim zwolennikiem folkloru nie jestem.


Nie żebym muzyki nie lubiła.Nie. Lubię i to jak.( bo w końcu będzie, że ludzi i muzyki nie znoszę) A tą o fiołkach, co ją Sława Przybylska śpiewa w szczególności. Słuchałam ją z rodzicami, kiedy puszczali na adapterze Bambino hit lat 60- tych. Ale nie przez 24 na dobę i na trzy głosy. Przy czym głos Pani Sławy akceptuję, reszty NIE. Państwo, nazwę ich tu, żeby pozostać w klimacie – Fiołkowie. Otóż to oto państwo, regularnie w każdą sobotę odbywa rodzinną kolację, mniemam, iż przy świecach. A wnosząc z dogłosów, które nabierają intensywności, przechodząc w krzyki, zakrapianą nalewką, ( kto wie może fiołkową). Kolacje owe, regularnie przechodzą w rewoltę. No ja się czuję jak Paweł, co mu Gaweł. Z tym, że piętra u nas inaczej. 

Paweł i Gaweł w jednym stali domu

Paweł na górze, a Gaweł na dole;
Paweł, spokojny, nie wadził nikomu,
Gaweł najdziksze wymyślał swawole.
Ciągle polował po swoim pokoju:
To pies, to zając - między stoły, stołki
Gonił, uciekał, wywracał koziołki,
Strzelał i trąbił, i krzyczał do znoju.
Znosił to Paweł, nareszcie nie może” (Fredro)

… a ja to jeszcze znoszę. Mam jednak nadzieję, że niedługo. 

Tak oto kolacja kończy się mordobiciem, wizytą policji, i zapewnieniami Państwa Fiołków

 – Panie włazunio, nie szeba było fathyi. Przepraszamy ssa hałasy, ale u nas to muzyszha hra i wszyscho hra… a w tle szczebiotu państawa do władzuchny, leci znana mi melodia …słodkie fiołki… . 
No orzeszku !!! Ra tuj ta mnie. Ratujta, bo to leci całą noc. 
A państwo Fiołkowie w tym oto czasie się godzą.

"no comment".

A w niedzielę dwa gołąbeczki prosto do kościółka i żeby nie było, romantycznie za rączunie. Pani Fiołkowa z zamalowanym podwójnie okiem, raz, przez Pana Fiołka, dwa, przez cienie do powiek.
W kolorze... fiołkowym, oczywiście.
A oni, po powrocie z kościoła skruszeni, do drzwi mych pukają i z miną kota w Szreku ...przepraszamy sąsiadeczko...
Ja umęczona, niewyspana,tryskam, a tam tryskam, kipię, no kipię jak czynny wulkan Fudżi na wyspie Honsiu, radością, oczywiście na ich widok. W końcu jak dobrze mieć sąsiada..


-Ewa Maćkowiak-




1 komentarz:

  1. A ja dopiero raczkuję, ale miło mi i mam nadzieję,ze to nie "kokieteria", bo wiesz, jak Pani Fiołkowa, podwójnie malowane oko ;)

    OdpowiedzUsuń

Komentarz pojawi się po zatwierdzeniu...