niedziela, 1 lutego 2015

wprawki



Miałam coś napisać. No właśnie coś. Siedzi we mnie wiele historii, chyba. Chyba, bo mam wrażenie, że najwięcej to we mnie siedzi, ale… lenia. Lenia wcielonego. Wcielonego w ciało, umysł i duszę. Jest go tyle, że, mogę powiedzieć śmiało, że ja na temat pisania fantazjuję. Dość męczące są te fantazje. „Chciałaby dusza do nieba, ale dobrych uczynków jej trzeba”, no a ja dobrych uczynków nie czynię. Pozostaje mi więc piekło. I to piekło za życia. Cóż może, kiedy już znajdę sposób na pozbycie się leniucha będę mogła fantazję przelać tam gdzie trzeba, na papier czyli, a nie w chusteczki wraz z łzami. Łzami rozpaczy niespełnienia. O! Ten leń patentowany przejął nade mną władzę. Jest to władza absolutna. A ja jestem wolna, nie znoszę władzy, a szczególnie tej autorytarnej. Wszelkie rozkazy, nakazy i musy działają na mnie jak przysłowiowa płachta w odcieniu czerwieni na byka, na indyka podobno też. Ja tak sobie teraz myślę, że wraz z leniem mieszka sobie też jego kumpela- wiara. Ta to jest dopiero spec od czarnej roboty. Małe toto, a silne. Mogę rzec śmiało, że wpakowało się towarzystwo szemrane bez zaproszenia i się goszczą, ale, gdzież tam goszczą. Goszczą, panoszą, bo, jak kto w gościnę zajedzie, nawet nie będąc proszonym, to zapuka, zapyta czy może wejść, choć niezapowiedziany przybył. Wejdzie, buty wytrze, posiedzi, zagada i pójdzie, kiedy trzeba. A to, to nieee. Weszło w buciorach, bez pukania i się rządzi. Taki gość jest najgorszy. Nie zrozumie drobnych sygnałów, aluzji, że może czas by pójść. Nie, ta para rozgościła się na dobre, zapuściła korzenie. „Mala herba cito crescit”- Złe ziele szybko wzrasta. A na kiego mi chwasty?    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz pojawi się po zatwierdzeniu...