O tym, że podróże kształcą mówią wszyscy. Ale chyba nie
wszyscy na te nauki zwracają uwagę. Ja nie miałam wyboru. Siedząc w zamkniętym
przedziale nie sposób tego uniknąć więc pobierałam je i już. Owszem, próbowałam
zanurzyć się w lekturze, ale się nie dało. Widok za oknem nie aż tak
wciągający, zresztą pociąg mknął wieczorem, a świat wtedy senny i zawoalowany
granatem. Sen nie napływał, więc poddałam się chwili. Byłam, zostałam świadkiem
mimo woli. Świadkiem scenki z małżeńskiego życia…
Koleżanki pytlowały nie zwracając najmniejszej uwagi na
mimowolnych świadków.
Czerwonoruda, piękna, świeżomłoda kobieta rozbrzmiewała
charakterystyczną afro amerykańską chrypką w głosie. Drapał mnie ten dźwięk. Pomyślałam
sobie, że wolałabym słuchać jak śpiewa. Z taką chrypką brzmiałaby lepiej w
melodii. Niewielu białoskórych ma taki afro głos. Jej skóra jednak była koloru
porcelanowej bieli, skropionej nieregularnie brązowymi plamkami. Nie wiem,
dlaczego skojarzyła mi się z przepiórczym jajkiem, a może kawą rozpryśniętą na
filiżankę. Czerwonoruda piękność Pobierałam i już perorowała:
– Kuźwa, na litość boską, czy ja muszę to znosić?! Słuchaj. Siedzę
na kanapie i w głębi jestestwa przywołuję OM, najświętszą sylabę hinduizmu.
Wiem, wiem kuźwa i litość boska nie idą w parze. Ale u mnie idą! Mam w sobie to
niższe i się wcale tego nie zapieram. Owszem wyższe bierze górę i całe
szczęście, bo inaczej już dawno zacisnęłabym swoje delikatne, wypielęgnowane
dłonie na szyi chłopa. Mego niestety osobistego chłopa. Gdyby przyznawali nobla
albo też, jaką inną nagrodę, za świętocierpliwość dostałabym ją w przedbiegach.
To uczucie, które we mnie narasta jest bardzo dziwne, a w zasadzie bardzo
dziwne. Moja wściekłość w końcowym etapie w momencie kulminacji osiąga stan,
który moje ciało i umysł odczytują, jako ciszę. Cholernie niebezpieczną ciszę.
Jestem tak wkruwiona, że aż spokojna. I to właśnie jest najgorsze. Rozumiem, co
oznacza „cisza przed burzą”, boleśnie pozorna cisza, zapowiedź groźnych lub
nieprzyjemnych wydarzeń. Podenerwowanie, niecierpliwość, napięcie wzburzenie,
wrzenie…. i nagle ta cisza. Muszę chyba wydać z siebie jakiś odgłos, bo odwraca
się chłopisko, zerka w moją stronę i pyta: co tam?
Kur*a czy on musi mi to robić?! Jajco, ciśnie się na moje
zaciśnięte usta, które jednak odpowiadają: Nic, a co? Mateńko przenajświętsza
czy mnie do końca pogięło? Czy ja wypowiedziałam to zasrane, a co?
– Nic myślałem, że coś… On myślał, rozumiesz? Myślał!
– Nie, nic! Pada z szybkością cekaemu.
Panie na niebiesiach niech tylko nie ciągnie, niech nie drąży. Ja nie chcę iść
do pierdla. Ja chcę jeszcze pożyć. On po dziesięciu latach małżonkowania, pyta
się mnie gdzie jest jego półka z koszulami. Czy możesz mi powiedzieć, dlaczego
za niego wyszłam i kto mnie do tego zmusił?
Czarnokrucza, świeżomłoda, bladolica koleżanka z
drwącotrwającym zastygłym grymasem wyrażającym jakże wyniosłe… ”a nie mówiłam”,
już układa jasnoróżowe usta do odpowiedzi, kiedy słyszy: – tylko mi nie mów: –
a nie mówiłam, bo tego nie zniosę!
– No tak, prawda w oczy kole! Wstała i wyszła z przedziału.
To jego siostra słyszę. No chłopa mojego. Kocha mnie od dawna. Ona, nie chłop.
I dlatego jest wściekła. A ja, wie pani…
Nie, nie wiem i nie chcę wiedzieć. Nie chcę również
rozmawiać ani o chłopie ani o niechłopie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarz pojawi się po zatwierdzeniu...