poniedziałek, 5 września 2016

Opowiedz jak będzie...


2 maja 2018, czwarta rano, Bydgoszcz : opowiedz, jak będzie.

Gdy sen nie nadchodzi,                                                                         
noc końca swego nie ma.                                                                   
Powieki zamknięte,                                                                                   
lecz oczy otwarte szeroko.                                                                        
Wstaje świt.                                                                                               
Dzień taki krótki.                                                                                       
I znów noc.                                                                                             
I znów sen nie nadchodzi.                                                                                            
Może dziś nadejdzie,                                                                                        
choć dla Ciebie
kochanie…

             Nocą tęskni się inaczej. Nocą tęskni się bardziej, mocniej, boleśniej.

Jak to się mogło stać? Jeszcze wczoraj byli zakochani, świata poza sobą nie widzieli. Bili jednym sercem.
Motyle w brzuchu, plany na przyszłość, na podróż poślubną, na noc w której ona i on rozpłyną się w sobie, kiedy wędrówki dłoni opowiedzą o pożądaniu, usta o tęsknocie, a dusze podążą na spotkanie po moście, który zbudowali ze spojrzeń. Potem będą przenosić góry, konie kraść, zjedzą beczkę soli.
A kiedy czas oprószy skronie srebrem, pomilczą o wszystkim.
         
Nocą tęskni się inaczej. Nocą tęskni się bardziej, mocniej, boleśniej.
Świat zgasił światła, a mimo to nie spała. Kontemplowała sufit. Tyle w nim historii zapisanych nieprzespanymi nocami.
A może to on uwierał ją w powieki… prawdę mówiąc nie sen jest najgorszy, najgorsze jest przebudzenie.

          Przebudziłam się i już wiedziałam, że wyrzygałam niemiłość…
Wczoraj połknęłam na nią małe, białe tabletki. Może gdybyś nie mówił o czym myślisz, może gdybyś powiedział co czujesz, może wtedy znaleźlibyśmy antidotum na niemiłość… zamiast…

Jednostajne muzykowanie szpitalnej aparatury bezpardonowo woła – Good  Morning… Bydgoszcz, odbierając nadzieję na łąki zielone, rajskie ogrody,
choć wcale nie czekała na windę do nieba... 
W sali samobójców nie ma komitetów powitalnych.
Choć właśnie na to liczyła… może wtedy byłaby z nim.
Dziś jest lepiej, wiatr nie huczy złowieszczo, nie dmucha za kołnierz,
nie kołysze wisielców. Mruczy tylko jak kot stęskniony pieszczoty,
czyżby wiedział o czym myślała? 
Wszystko jest możliwe, przecież wczoraj przeszył ją na wylot.
***
           Nadchodzi święto, nasze święto … Schody milczą twoją nieobecnością. Judasz samotnie wytęża swoje trzecie oko. Telefon nabrał wody w usta.
Są przecież granice bólu, nie wiedziałeś?!

Jak to się mogło stać?
Trzy historie: moja, twoja i nasza. Nasza przerwana grzechem zaniechania.
Jeszcze wczoraj podnosił uśmiechem kąciki jej ust. Jeszcze wczoraj całował jej życiodajne wzgórza. – Wykarmisz nasze DNA, – szeptał – bo przecież nie zostawimy świata bez naszych luster.
Mężczyźni tak łatwo obdarowują kłamstwem.
Szeptałeś –jesteś moją kokainą – a podzieliły nas dwie cienkie, czerwone kreski...
Nagle twoje usta zapomniały jak ułożyć się w jestem.
Moje w zostań.

Odkąd ciebie nie ma, nie jestem już niczyja.
Odkąd ciebie nie ma, nie lubię świtania.
Zamykam okna, mimo to wpychasz się kolejnym porankiem, a przecież to ja byłam słońcem, które rozgrzewało twoją skostniałą duszę.
Tak… skostniałą duszę, że też ogłuchłam na to prawdy mówienie.

         Istnieje grawitacja, wiem to. Teraz to ona  ciągnie mnie do ciebie.
Kwiaty zerwane, żyją nadaremnie. Splecione w warkoczach żałobnych wieńców smutnieją. Płatek po płatku wyrwany z korony spada z mych drżących rąk wprost na świeżo usypany kopiec  ziemi, z wyliczanką:
mogłeś mieć moje sny,
mogłeś poznać nieznane,
mogłeś sprawdzić moją niecierpliwość,
mogłeś kruszyć nieśmiałość.
Mogłeś.
Nie chciałeś mnie mieć?

Skropliła mi się twoja nieobecności w kąciku oka, ale już odparowała. Odszedłeś.
Myślałam, że tą kapitulacją dałeś mi nic, a ty zostawiłeś wszystko.
Dlatego nie będę się bała reanimować motyli…
Chciałabym wierzyć, że czułeś za dużo, a ja nie czułam nic. Tylko te rany po tobie jeszcze broczą. Pamiętniki wspomnień. Tatuaże permanentnej beznadziei.
Istnieją słowa niezatapialne w słonych wodach łez, może dlatego mowa jest srebrem, a milczenie złotem…

wyplata z alfabetu
czeki bez pokrycia
linie papilarne
ust
pustosłowia         
deklaracje niczym
autoportrety
wirują
rzucone na wiatr
wianki
kwieciste
słowa
słowa
słowa
spadają na scenę
życia
autografy
magiczne wersety
rozsypane
pojedyncze
cyrografy
oblepione sloganami
uprażone na miodzie
pustosłowia
z dodatkiem dziegciu
wielkie słowa
beztroska gra
teatr
przedstawienie trwa

zaprzedać duszę
złotomową
jakże to tak
złotousty
wypalać piętno
pustosłowiem
oszpecić
jakże to
tak...


Jak to się mogło stać? Jeszcze wczoraj o włos śmiertelnie zakochana, chciałam biec do Ciebie, do niemiłości. Nie będzie mi samotniej bez ciebie, nie będzie mi samotniej ze sobą. Samotność jest tylko złudzeniem.

Otworzę oczy na kłamstwa, nastawię uszu na fałsz. Obdaruję nieobdarowane. Zrobię pierwszy krok. Pierwszy krok nie należy do nóg, należy do serca i z kolejnym uderzeniem serca, będę biec do życia, aż usłyszę łopot skrzydeł nadziei…. Kochany, nie wiedziałeś? To nie jest próba generalna, w życiu przecież nie ma prób.
Podobno sznurek wisielca przynosi szczęście, więc zostawię je sobie całe.

Jak to się mogło stać? Jeszcze wczoraj pukałeś do moich zamkniętych oczu o czwartej nad ranem. Jeszcze wczoraj…

Dziś o tej samej porze siedziała na parkanie wpatrywała się w zabudowy po drugiej stronie rzeki. Brda o czwartej rano jest taka piękna …

Już umiem nie być „tylko twoja” – pomyślała i z namaszczeniem pogładziła świątynię , w której tliło się maleńkie życie…
– Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam, córeczko.
Jeszcze się przejrzymy w oczach miłości. – wypowiedziała czule, a w tym zdaniu było wszystko…

***

2 maja 2018, czwarta rano, Bydgoszcz : opowiedz, jak będzie.
          Wiosna. O tej porze roku świat budzi się ze snu. Pszczoły uwijają się i zapylają rozchylone w zaproszeniu kielichy kwiatów. Ptaki wykonując nieustannie kilometry lotów, znoszą swoim pisklętom robaczki. W powietrzu słychać ich nawoływania, daj mi jeść, ćwir ćwir, jestem głodny… świat pęka od nowożycia.

Na oddziale ginekologii bydgoskiego szpitala, tego samego, gdzie parę miesięcy temu, kilka pięter niżej, młoda kobieta wyrzygiwała antidotum na niemiłość, położna mówiła energiczne:
– Przyj dziewczyno, przyj.
Ostatni głęboki wdech, ostatni heroiczny wysiłek. Najpierw główka, potem ramionka i wreszcie mały, różowo-blady owoc, jej dziecko, powitało świat …
– Ma pani córeczkę. Piękna.




2 maja 2018, czwarta rano, Bydgoszcz.    
W kącikach oczu skropliła się nowo-obecność i spłynęła łagodnie, uwalniając matkę od lęków. Małe ciepłe, wilgotne ciałko, krew z krwi, kość z kości tuliło się do jej ciała, do spragnionego tej obecności jestestwa, do najgłębszych podkładów miłości. Miłości wszystkich matek, których moc teraz w tej podniosłej chwili czuła.
Nie odczuwała zmęczenia, nie czuła nic. Nic oprócz wszechogarniającej błogości. Okrzyk jej maleńkiej córeczki
na powitanie świata dodał jej nadprzyrodzonych mocy. Jej życiodajne wzgórza obudzone miłóścią, wypełniły się matczynym mlekiem.

Trzymała w ramionach swój mały - wielki świat. – Wiktoria, moja Wiktoria, – szepnęła wprost do maleńkiego uszka. –  Zwycięstwo życia nad śmiercią. Miłością nad niemiłością. – Witaj na świecie, mój skarbie.
Wiktoria uśmiechnęła się błogo.

Pomyślała, że ten uśmiech, to reakcja na dźwięk jej głosu. Ona, jej Wiktoria, rozpoznała swoją mamę i po jej jestestwie rozlała się fala miłości tak wielkiej, że przez moment bała się, że jej serce tego nie wytrzyma, że pęknie. Zabolało. To był pierwszy ból, który sprawił jej przyjemność. Właśnie w tej magicznej chwili pojęła słowa poety:
Miłość prawdziwa.

Matko.
Twa miłość:
Bezgraniczna,
bezinteresowna.
Od zmierzchu,
do świtu.
Od uśmiechu,
do łez.
Od wiosny,
do zimy.
Od początku,
do końca.
Nie ma innej
prawdziwej miłości.

Małe nowożycie poruszyło główką i uchyliło oczko, jakby chciało zapytać: –  opowiedz, jak będzie?
Karina stała z małym zawiniątkiem w oknie, trwając w zachwycie życia krzyknęła – … Good Morning życie!
Good Morning Bydgoszcz!
Pochyliła się nad córką  – przejrzeć się, zachwycić, wypięknieć w oczach miłości. Tak będzie….

2 maja 2018, czwarta rano, Bydgoszcz. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz pojawi się po zatwierdzeniu...