niedziela, 22 lutego 2015

tam czy tam.


Gdyby
odejść trzeba było
tam czy tam
byłabym
nieoddechem
niespojrzeniem
pustocieniem
istniałabym
choć…
nieistnieniem.


-Ewa Maćkowiak-



Karol Filarski Magic-Arts

piątek, 13 lutego 2015

Zanim...



zdjęcie:internet
mocnospójni
komplementarni
przepełnieni
wiarą
nadzieją
miłością

zanim…

kłamliwe słowa
pokrętne myśli
nikczemne uczynki
pozbawiły skrzydeł
mocy

niezrozumieniem
niedopowiedzeniem
niewypełnieniem
strąciły w kąt
życia

zanim…












środa, 4 lutego 2015

Specjalista od podcinania skrzydeł.

czyli spieprzaj dziadu.

Miałam coś napisać. No właśnie coś. Siedzi we mnie wiele historii, chyba. Chyba, bo mam wrażenie, że najwięcej to we mnie siedzi, ale… lenia. Lenia wcielonego. Wcielonego w ciało, umysł i duszę. Jest go tyle, że, mogę powiedzieć śmiało, że ja na temat pisania fantazjuję. Dość męczące są te fantazje. „Chciałaby dusza do nieba, ale dobrych uczynków jej trzeba”, no a ja dobrych uczynków nie czynię. Pozostaje mi więc piekło. I to piekło za życia. Cóż może, kiedy już znajdę sposób na pozbycie się leniucha będę mogła fantazję przelać tam gdzie trzeba, na papier czyli, a nie w chusteczki wraz z łzami. Łzami rozpaczy niespełnienia. O! Ten leń patentowany przejął nade mną władzę. Jest to władza absolutna. A ja jestem wolna, nie znoszę władzy, a szczególnie tej autorytarnej. Wszelkie rozkazy, nakazy i musy działają na mnie jak przysłowiowa płachta w odcieniu czerwieni na byka, na indyka podobno też. Ja tak sobie teraz myślę, że wraz z leniem mieszka sobie też jego kumpela- wiara. Ta to jest dopiero spec od czarnej roboty. Małe toto, a silne. Mogę rzec śmiało, że wpakowało się towarzystwo szemrane bez zaproszenia i się goszczą, ale, gdzież tam goszczą. Goszczą, panoszą, bo, jak kto w gościnę zajedzie, nawet nie będąc proszonym, to zapuka, zapyta czy może wejść, choć niezapowiedziany przybył. Wejdzie, buty wytrze, posiedzi, zagada i pójdzie, kiedy trzeba. A to, to nieee. Weszło w buciorach, bez pukania i się rządzi. Taki gość jest najgorszy. Nie zrozumie drobnych sygnałów, aluzji, że może czas by pójść. Nie, ta para rozgościła się na dobre, zapuściła korzenie. „Mala herba cito crescit”- Złe ziele szybko wzrasta. A na kiego mi chwasty?    
Ale, ale... czy to aby na pewno leń?

A może to jednak... wewnętrzny krytyk? Znacie go? Ja znam!

To on szepce mi "czule", że "jestem niewiele warta", że "inni są lepsi", że "z czym do ludzi:, że "nie dasz rady", "chcesz być pośmiewiskiem", i tak w koło Macieju nieprzerwanie. Ten to ma pomysły jak dopiec. A jakie przy tym samozaparcie. I do tego jest czujny jak żołnierz na warcie!
Wystarczy, że otworzę plik. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, bez zaklęcia. Jest! Specjalista od natrząsania i podcinania skrzydeł.

Zdjęcie: z internetu
Czasami do niego zagadam, grzecznie proszę, tłumaczę, że nie prosiłam, żeby poszedł. ale, gdzie tam. On, jak zdarta płyta zaczyna swoje,
że "że mi się nie uda".
To ja czasem: Stary to co mówisz to nuda!
Ale nie dociera do tej karykatury, więc
może po prostu zagadam z grubej rury - 
Spieprzaj dziadu!

niedziela, 1 lutego 2015

wprawki



O tym, że podróże kształcą mówią wszyscy. Ale chyba nie wszyscy na te nauki zwracają uwagę. Ja nie miałam wyboru. Siedząc w zamkniętym przedziale nie sposób tego uniknąć więc pobierałam je i już. Owszem, próbowałam zanurzyć się w lekturze, ale się nie dało. Widok za oknem nie aż tak wciągający, zresztą pociąg mknął wieczorem, a świat wtedy senny i zawoalowany granatem. Sen nie napływał, więc poddałam się chwili. Byłam, zostałam świadkiem mimo woli. Świadkiem scenki z małżeńskiego życia…
Koleżanki pytlowały nie zwracając najmniejszej uwagi na mimowolnych świadków.
Czerwonoruda, piękna, świeżomłoda kobieta rozbrzmiewała charakterystyczną afro amerykańską chrypką w głosie. Drapał mnie ten dźwięk. Pomyślałam sobie, że wolałabym słuchać jak śpiewa. Z taką chrypką brzmiałaby lepiej w melodii. Niewielu białoskórych ma taki afro głos. Jej skóra jednak była koloru porcelanowej bieli, skropionej nieregularnie brązowymi plamkami. Nie wiem, dlaczego skojarzyła mi się z przepiórczym jajkiem, a może kawą rozpryśniętą na filiżankę. Czerwonoruda piękność Pobierałam i już perorowała:
– Kuźwa, na litość boską, czy ja muszę to znosić?! Słuchaj. Siedzę na kanapie i w głębi jestestwa przywołuję OM, najświętszą sylabę hinduizmu. Wiem, wiem kuźwa i litość boska nie idą w parze. Ale u mnie idą! Mam w sobie to niższe i się wcale tego nie zapieram. Owszem wyższe bierze górę i całe szczęście, bo inaczej już dawno zacisnęłabym swoje delikatne, wypielęgnowane dłonie na szyi chłopa. Mego niestety osobistego chłopa. Gdyby przyznawali nobla albo też, jaką inną nagrodę, za świętocierpliwość dostałabym ją w przedbiegach. To uczucie, które we mnie narasta jest bardzo dziwne, a w zasadzie bardzo dziwne. Moja wściekłość w końcowym etapie w momencie kulminacji osiąga stan, który moje ciało i umysł odczytują, jako ciszę. Cholernie niebezpieczną ciszę. Jestem tak wkruwiona, że aż spokojna. I to właśnie jest najgorsze. Rozumiem, co oznacza „cisza przed burzą”, boleśnie pozorna cisza, zapowiedź groźnych lub nieprzyjemnych wydarzeń. Podenerwowanie, niecierpliwość, napięcie wzburzenie, wrzenie…. i nagle ta cisza. Muszę chyba wydać z siebie jakiś odgłos, bo odwraca się chłopisko, zerka w moją stronę i pyta: co tam?
Kur*a czy on musi mi to robić?! Jajco, ciśnie się na moje zaciśnięte usta, które jednak odpowiadają: Nic, a co? Mateńko przenajświętsza czy mnie do końca pogięło? Czy ja wypowiedziałam to zasrane, a co?
– Nic myślałem, że coś… On myślał, rozumiesz? Myślał!
– Nie, nic! Pada z szybkością cekaemu. Panie na niebiesiach niech tylko nie ciągnie, niech nie drąży. Ja nie chcę iść do pierdla. Ja chcę jeszcze pożyć. On po dziesięciu latach małżonkowania, pyta się mnie gdzie jest jego półka z koszulami. Czy możesz mi powiedzieć, dlaczego za niego wyszłam i kto mnie do tego zmusił?

Czarnokrucza, świeżomłoda, bladolica koleżanka z drwącotrwającym zastygłym grymasem wyrażającym jakże wyniosłe… ”a nie mówiłam”, już układa jasnoróżowe usta do odpowiedzi, kiedy słyszy: – tylko mi nie mów: – a nie mówiłam, bo tego nie zniosę!
– No tak, prawda w oczy kole! Wstała i wyszła z przedziału. To jego siostra słyszę. No chłopa mojego. Kocha mnie od dawna. Ona, nie chłop. I dlatego jest wściekła. A ja, wie pani…
Nie, nie wiem i nie chcę wiedzieć. Nie chcę również rozmawiać ani o chłopie ani o niechłopie.

wprawki



Miałam coś napisać. No właśnie coś. Siedzi we mnie wiele historii, chyba. Chyba, bo mam wrażenie, że najwięcej to we mnie siedzi, ale… lenia. Lenia wcielonego. Wcielonego w ciało, umysł i duszę. Jest go tyle, że, mogę powiedzieć śmiało, że ja na temat pisania fantazjuję. Dość męczące są te fantazje. „Chciałaby dusza do nieba, ale dobrych uczynków jej trzeba”, no a ja dobrych uczynków nie czynię. Pozostaje mi więc piekło. I to piekło za życia. Cóż może, kiedy już znajdę sposób na pozbycie się leniucha będę mogła fantazję przelać tam gdzie trzeba, na papier czyli, a nie w chusteczki wraz z łzami. Łzami rozpaczy niespełnienia. O! Ten leń patentowany przejął nade mną władzę. Jest to władza absolutna. A ja jestem wolna, nie znoszę władzy, a szczególnie tej autorytarnej. Wszelkie rozkazy, nakazy i musy działają na mnie jak przysłowiowa płachta w odcieniu czerwieni na byka, na indyka podobno też. Ja tak sobie teraz myślę, że wraz z leniem mieszka sobie też jego kumpela- wiara. Ta to jest dopiero spec od czarnej roboty. Małe toto, a silne. Mogę rzec śmiało, że wpakowało się towarzystwo szemrane bez zaproszenia i się goszczą, ale, gdzież tam goszczą. Goszczą, panoszą, bo, jak kto w gościnę zajedzie, nawet nie będąc proszonym, to zapuka, zapyta czy może wejść, choć niezapowiedziany przybył. Wejdzie, buty wytrze, posiedzi, zagada i pójdzie, kiedy trzeba. A to, to nieee. Weszło w buciorach, bez pukania i się rządzi. Taki gość jest najgorszy. Nie zrozumie drobnych sygnałów, aluzji, że może czas by pójść. Nie, ta para rozgościła się na dobre, zapuściła korzenie. „Mala herba cito crescit”- Złe ziele szybko wzrasta. A na kiego mi chwasty?