Szukam magii w codzienności.
Serafin stanął na progu
domu. Złapał za klamkę, stare, drewniane drzwi nie stawiając oporu otworzyły się
bezgłośnie. Dobrze je zabezpieczyłem, pochwalił się
w myślach. Babcia lubiła
kiedy wszystko grało. Wszystko musi grać, wnusiu, mówiła. Pamiętaj, że jak
dbasz, tak masz, mówiła. Kochał babcię, jej mądrości, a teraz kiedy odeszła
tęsknił za nią. Szukaj magii w codzienności wnusiu, mówiła obierając ziemniaki
na schodku przed domkiem. Popatrz, mówiła wskazując pomarszczoną dłonią na
wiklinowy kosz wypełniony po brzegi, te ziemniaczki to cud. To, że matka ziemia
te bulwy wydała, to magia. To, że mam je dla kogo strugać, że mam je komu podać
i z kim zasiąść do wspólnego posiłku, to też magia Serafinku, czysta magia.
Tyle w tym prostym zajęciu magii, ile miłości. Po równo. Szukaj magii w
codzienności wnusiu, te słowa kroczą ze mną przez życie. Westchnął do swoich
wspomnień
i wypowiedział w przestrzeń: tyle w tobie moja Antosiu było
świętości, tyle magii.
W całym domu panował
półmrok. Jedyne źródło światła dochodziło z pokoju gościnnego. Przywykł już do
tych piątkowych wieczornych ciemności. Wszedł w głąb domu dotykając ścian. Znał dobrze to miejsce. Poruszał się bez pośpiechu, mijając po kolei stary,
ręcznie rzeźbiony kredens, który Antonina zapisała mu w testamencie. Potem
bardzo starą lampę z witrażowym abażurem, która zapewne pamięta jeszcze babcię,
babci. Ta urokliwa, kolorowa lampa została wykonana ręcznie w stylu Tiffany.
Była ozdobiona 120 szkiełkami, tworzącymi czarujący motywy motyla. Uwielbiał
przesiadywać pod nią z babcią Antosią i oglądać spektakl świateł,
kiedy
zapalona, rzucała na ścianę intrygujące, magiczne światełka. Pod lampą stało
wyściełane krzesło, wieczorami zasiadała na nim i haftowała obrusy, które
zamawiały u niej panie z miasta. Uwielbiał przesiadywać obok i patrzeć jak jej
stareńkie już dłonie sprawnie niczym w podniebnym tańcu igły z nitką,
przeplatały się tworząc kolorowe wzory. Wszystko czego dotknął przywoływało
wspomnienia dzieciństwa. Magicznego, prostego życia pod okiem najcudowniejszej
kobiety.
W końcu dotarł do drzwi saloniku, pochylił się i przyłożył oko do
dziurki od klucza.
Przy okrągłym stole
podpartym pod jedną z nóg złożoną na cztery części gazetą, która od lat
zabezpieczyła przed kołysaniem wiekowy mebel, siedziała wpatrzona
w płomień
świecy, pciopcia. Rodzona siostra jego ukochanej babci. Uwielbiał tę starszą
panią. Od kiedy pierwszy raz powiedział do niej pciopciu, tylko on mógł się do
niej tak zwracać. Dla wszystkich pozostała jednak Stefanią.
Stefania od śmierci siostry
bliźniaczki, a minęły już ponad trzy lata, nie zdjęła żałoby. Od stóp do głów,
dzień dnia chodziła w przygnębiającej czerni. I od trzech lat w każdy piątek
powtarzała swój „rytuał”. Wygaszała światła w całym domu, zamykała się
w
saloniku i zapalała jedną białą świecę. Bo świece mają szczególne znaczenie,
chronią, oczyszczają, uzdrawiają, rozpraszają negatywną energię. A biel
symbolizuje spokój, czystość, równowagę duchową. Zapalała więc białą świecę
zawsze wtedy,
gdy chciała się wyciszyć i planowała spotkanie z siostrą. Serafin
z pobłażliwością przyglądał się jak rozprawiała, gestykulując dłońmi. Wiedział,
że zapewne znów spotkała się z siostrą.
– Jak mogłaś mi to zrobić
Antonino? Jak mogłaś mnie zostawić samą? Dobrze, że piątki mamy dla
siebie. Inaczej jak nic zwariowałabym. A wiesz, że i tak wszyscy myślą, że
zwariowałam? Chcą wysłać mnie do domu wariatów. Uwierzysz?! Wszyscy, no
oczywiście oprócz Serafinka.
On jeden wierzy, że do mnie przychodzisz. Ale
Serafin, to wysłannik niebios. Jak wszyscy Serafini, to istoty z czystego
światła i myśli i stoją pierwsze w hierarchii anielskiej. Takie istoty muszą być
dobroduszne. Oj udał ci się wnusio Antosiu, udał. On, jeden wie, że jestem
normalna. On jeden wie jak za tobą tęsknię. Przecież on kochał cię równie mocno
jak ja. Ha! Teraz skrada się pod drzwiami. Nie jestem taka głupia zawsze to
robił. Zresztą Antosiu może i mam 99 i pół roku na swoich barkach, ale węch i
słuch zostały doskonałe. A zapach Serafinka poznałabym wszędzie, nawet zza
grobu. Choć nie wybieram się moja droga. Tyle tu magii, że żal byłoby odejść,
choć tęsknię za tobą szczerze. Zasiałaś tą magię w Serafinie, Antonino. Tyle w
nim uważności. Na ludzi, na chwile, na życie, na tu i teraz. Celebruje każdy
dzień. Głaszcze koty, śpiewa kwiatom, choć fałszuje jak ty. Nie dziw się słoń
ci na ucho nadepnął, to niezaprzeczalnie. Chleb szanuje, pamięta nasze opowieści
jak cierpiałyśmy głód. Dobry z niego chłopiec. Wieczorami poczyta, porozmawia
czasem rozmasuje stare pciopcine kości. A kiedy pytam czy mu nie śpieszno,
odpowiada, że spieszyć się nie należy. Że życie trzeba celebrować, przeżyć w
uważności nie w biegu, bo „życie to nie bieg. Życie to cud”.
I taki oto wiersz w temacie"wpasowałam" sobie pod opowiadaniem.
Cud.
Zatrzymaj się. Odetchnij.
To Pan tchnął w Ciebie życie.
Zatrzymaj się.
Żyj.
Oddech to życie.
Zatrzymaj się.
Pomyśl.
Myśli to Ty.
Zatrzymaj się!
Złap oddech!
Złap myśli!
Złap chwile!
Życie to nie bieg.
Życie
to CUD!